Wróciła piękna jesień — na chwilę, może po raz ostatni, by pokazać nam swoją łagodną, złotą odsłonę. Wieczory jeszcze nie są jeszcze zbyt długie, chociaż chłodne, warto wyjść na zewnątrz i poobserwować przyrodę, która powoli szykuje się do zimowego snu. A w przerwie — mała polecajka książkowa.
To właściwie książeczka, nie książka, pomimo to, warta uwagi, stanowi kolejny dowód na to, że czasem mniej znaczy więcej. Powróciła do mnie po latach. Chociaż mam na swojej półce — i w swojej długiej ścieżce rozwoju — wiele pozycji książkowych, do niektórych wracam, inne wniosły to, co miały wnieść a mimo to zostają tylko wspomnieniem.
Jednak „Cztery umowy” Dona Miguela Ruiza to jedna z tych książek, które co jakiś czas przypominają o sobie.
Autor, czerpiąc z mądrości starożytnej społeczności Tolteków — artystów i uczonych z Ameryki Południowej — przedstawia kilka prostych, ale w efekcie głęboko transformujących zasad życia w równowadze. Te cztery umowy, mimo to, że zawarte z samym sobą, mogą odmienić nasze życie. Pomóc odnaleźć to, czego wszyscy szukamy: spełnienie, radość i wewnętrzny spokój.
Nie zawsze uświadamiamy sobie, jak ogromną moc mają słowa. Czasem jedno zdanie, wypowiedziane mimochodem, może zakiełkować w kimś na lata. Jeśli było wspierające — wyrośnie z niego silne drzewo, dające cień i schronienie. Jeśli było raniące — może zamienić się w chwast, który nie przepuszcza słońca.
Dlatego tak ważna jest odpowiedzialność za to, co mówimy — zarówno do innych, jak i do siebie. Nie plotkujmy, nie oceniajmy, nie krytykujmy. Bądźmy dla siebie dobrzy, wyrozumiali, życzliwi. Szanujmy swoje słowa. Zawsze.
To naturalne przedłużenie pierwszej. Wydaje nam się często, że wszystko, co inni robią lub mówią, dotyczy nas. A przecież ludzie rzadko działają „z naszego powodu”. Ich słowa i czyny są zwykle odbiciem ich własnych emocji, ran czy potrzeb.
Kiedy przestaniemy brać wszystko osobiście — odzyskamy wolność. Niezależność od opinii i ocen innych pozwala w rezultacie, żyć w harmonii ze sobą. A warunkiem tego jest dotrzymanie pierwszej umowy — odpowiedzialność za własne słowa i myśli.
Bądź otwarty, ciekawy świata. Pytaj, sprawdzaj, próbuj. Nie interpretuj i nie twórz historii w swojej głowie. Ile razy z czegoś zrezygnowałeś, bo wydawało Ci się, że się nie uda? Że nie jesteś gotowy? Że ktoś pomyśli coś złego? W efekcie nie zrobiłeś nic, aby się dowiedzieć czy to jest moje.
Nie zakładaj — działaj, pomimo lęku. Może to właśnie to marzenie, ta decyzja, ten krok okażą się najważniejsze. Lepiej spróbować i wiedzieć, niż żałować, że się nie odważyło, chociaż to może być trudne.
Po pierwsze i najważniejsze, nie chodzi o perfekcję — ta często zabija radość i spontaniczność. Chodzi o autentyczne zaangażowanie, adekwatne do sytuacji. Czasem „najlepiej jak potrafię” to, na przykład dwugodzinny trening, a czasem piętnaście minut spaceru, bo na więcej nie mamy dziś siły. Jednak ta umowa jest o tym, żeby działać, pomimo lęku.
To umowa o szacunku do siebie — o zaufaniu, że dziś zrobiłem tyle, ile mogłem. I to wystarczy.
Proste? W teorii tak. W praktyce — wymagające. Ale jeśli tylko zapamiętasz, że te umowy istnieją, i od czasu do czasu spróbujesz je wcielić w życie — będzie Ci lżej. A o to przecież chodzi: by było nam dobrze, bo Tak Jest Dobrze. To pierwsza z serii "Polecajka książkowa", Cztery Umowy, Don Miguel Ruiz. Zachęcam.